Berlin był na mojej liście wyjazdowej już od dawna. Historia i sztuka w jednym miejscu, a do tego niedaleko i można pojechać pociągiem. Początek maja okazał się dla nas łaskawy pod względem pogody - słoneczne dni spędzaliśmy na powietrzu, a w deszczowe chowaliśmy się do muzeów.
Muzeum NRD
Poszliśmy tam na samym początku pobytu, by wczuć się w ducha tego miasta o dwóch obliczach. Wyszliśmy z refleksją, że jesteśmy już starzy ;-) Muzeum w najdrobniejszym szczególe oddaje klimat minionej epoki, ale my to w zasadzie wszystko znamy z dawnej Polski. Może nie tak dobrze, jak nasi rodzice, ale jednak pamiętamy reglamentowane produkty rodzimej produkcji, meblościanki, wyjazdy na działkę czy trabanta.
Część wystawy poświęcona jest trabantowi |
Po lewej ekspozycja ze starych radioodbiorników. Po prawej pocztówka, którą od razu przyniósł mi na myśl ten widok. |
Zabawki pokazywane w zaaranżowanym pokoju dziecięcym. Moim zdaniem każda z nich mogłaby zagrać w horrorze. A już na pewno kaczka po prawej... |
M. w zaaranżowanym salonie. Klimat oddany w najmniejszym szczególe. |
East Side Gallery i murale
W słoneczny dzień podjechaliśmy metrem do stacji Warschauer Strasse, a stamtąd przeszliśmy wzdłuż ocalałego odcinka Muru Berlińskiego, na którym obecnie podziwiać można murale. Dużo ludzi, przyjemna bryza od rzeki, zachwyt i refleksja.
Najbardziej oblegany z murali. |
Stojak z pocztówkami przy sklepie z pamiątkami. |
Pocztówka ze znaczkami z zachodniego i wschodniego Berlina do mojej kolekcji. |
Rzeka, kanały i parki
Berlin jest zielony, wszędzie mijają cię rowerzyści, i nie ważne w którą stronę pójdziesz, prędzej czy później dojdziesz do rzeki lub kanału, którym kursują promy wypakowane turystami.
Raz wypożyczyliśmy rowery by pojeździć trochę po Kreuzbergu - dzielnicy artystów i hipsterów. Ogród miejski, kanapka z hummusem parku Görlitzer, relaks w słońcu nad kanałem. Jazda rowerem po Berlinie to taka przyjemność, że zahaczyliśmy jeszcze o leśny park Tiergarten zanim wróciliśmy oddać rowery na Alexanderplatz.
Brunch w parku Görlitzer |
Przystanek nad kanałem |
Ostoja miejskich pszczół na Holtzmarkt, gdzie trafiliśmy zwabieni ambientową muzyką w środku dnia |
Płyniemy, przekraczając wschodnio-zachodnią granicę |
Muzeum Gier Komputerowych
Nigdy przesadnie nie planuję wyjazdów, ale tym razem wybitnie nie miałam głowy do tworzenia listy miejsc, które chciałabym zobaczyć. M. miał. Oznajmił mi zadowolony: "Pójdziemy do Muzeum Gier Komputerowych". Minę miałam nieszczególną i do samego końca nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale muszę przyznać, że było to doświadczenie... hmmmm... interesujące. M. oczywiście nie mógł sobie odmówić przyjemności sfotografowania mnie czynnie korzystającej z przeróżnych interaktywnych eksponatów a potem zamieszczenia kolażu swojego autorstwa na Facebooku ku uciesze wspólnych znajomych.
Lara Croft wczoraj i dziś wita przy wejściu. |
Najbardziej nerdowska rzecz ever: 4 komputery grające w chińczyka. |
Prawdopodobnie jeden z pierwszych botów - Eliza z 1966 roku i mój dialog z nią. |
Pokój nastolatka - jeden z 4 zaaranżowanych pokoi obrazujących jak technologia wkraczała pod rodzinne dachy. M. nie mógł sobie odmówić przejścia planszy Mario. |
Jedzenie
Z zasady nie kupujemy posiłków w hotelu, bo oferta hotelowych restauracji w Europie jest uniwersalna i wszędzie można zjeść poprawne to samo. W poszukiwaniu smaków eksplorujemy miasto, a okolica, w której mieszkaliśmy, okazała nad wyraz wdzięczna w tej kwestii - niemiecko, tajsko, włosko, persko, japońsko... ale też frytki na stojąco na świeżym powietrzu czy stir fry przygotowywany przy nas w okienku azjatyckiej budki na stacji metra.
Kawa i ciastko w domu handlowym KaDeWe |
Maciek bardzo zadowolony ze swojego (jednoosobowego!) śniadania w Cafe Einstein Stammhaus |
Reichstag, Berlin |
To wprawdzie nie z Berlina, ale rower + mural = Berlin |
Liczba wysłanych kartek: 3
Liczba kroków w Berlinie (bez jazdy na rowerze): 86 852
Największe zdziwienie: bardzo ograniczona możliwość płatności kartą